Kiedy robiłam powyższe zdjęcia czyli po godz.18 zadzwonił telefon. Znajoma powiedziała, że przybłąkał się do niej kot. Chudy, chyba ma chore oczy i coś z łapami. Powiedziałam, że właśnie przyniosłam kociaka i nie chcę brać chorego kota. Znajoma jęczała, że nie ma co z nim zrobić (jest w trakcie przeprowadzki) a kot pcha się do domu. Prosiła żebym przyszła go zobaczyć. Poszłam i przytargałam do domu kupę nieszczęścia.


Strasznie chudy i skołtuniony niekastrowany kocur. Ma poranione przednie łapy, strup na uchu i rankę w okolicy oka. Zagaduje, użala się, jest bardzo pro ludzki. Zjadł, wypił i zwymiotował. Po pewnym czasie znowu zjadł, wypił i na razie śpi.
Zajął klatkę przeznaczoną dla matki małej kociczki. Nie powinien być u mnie, ale czy powinien zostać na ulicy?
Może ktoś weźmie ode mnie jednak kocięta lub tą najnowszą biedę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz