sobota, 30 sierpnia 2014

Florka.

Zabrałam dzisiaj z kliniki kotkę, którą złapałam 10 dni temu na terenie szpitala przy ul. Św, Floriana. Z nosa już jej nie leci i oczy nie łzawią, ale jeszcze nie oddycha czysto i czasem wysmarkuje gluty. Przez moment po przyniesieniu do domu była lekko speszona.















Wystarczyło pogłaskać ją i zaczęła rozglądać się po klatce. Namierzyła miskę, zjadła sporo suchej karmy, popiła wodą. Po chwili zaczęła się bawić.






















 Otrzymała imię Florka.



Na deser portret Łatka i Rurki.



środa, 27 sierpnia 2014

Jak to z Rurką było.

Wczoraj po godz.18 zadzwoniła do mnie pani Rita prosząc o pomoc w wydobyciu z wykopu kota, który ma obrożę i chyba jest rasowy, bo nietypowo umaszczony. Nie za bardzo chciało mi się iść, gdyż dopiero co wróciłam z karmienia wolno żyjących. Odsapnęłam chwilę i po pół godzinie byłam ze sprzętem na miejscu. Kota w tunelu od rur CO zauważyła dzień wcześniej pani spacerująca tamtędy z psem. Wczoraj znowu zobaczyła tam kota i to ją zaniepokoiło. Pani ta mieszka przy Kasprzaka 4 i wie, że pani Rita o stałej porze dnia dokarmia tam koty, więc udała się do niej ze sprawą a ta z kolei do mnie. W trójkę spotkałyśmy się na miejscu. Kot siedział w tunelu po prawej stronie.



Wczoraj nie było betonowej wylewki tylko piach i tunel był wtedy nieco wyżej. Najpierw ustawiłam klatkę na dole wkładając do niej cudowną zanętę i kawałek zanęty położyłam na jedną z rur w tunelu. Żarełko z rury zniknęło, ale kot się nam nie objawił. Ponownie położyłam mały kawałek na inną rurę i po chwili ukazała się kocia głowa. Chwyciła kęs i zniknęła. Mijały minuty, zaczęło się ściemniać, więc trzeba było pomyśleć nad podniesieniem klatki. Niedaleko leżały worki z pianką i plastikowymi elementami.


Ściągnęłyśmy je na dół i położone jeden na drugi utworzyły platformę, na którą postawiłam klatkę. Wejście klatki było niemal na tym samym poziome co betonowa półka tworząc jej przedłużenie. Przykryłam klatkę kocem zostawiając odsłoniętą niewielką cześć przy drzwiach tak, abym widziała kiedy ogon kota będzie poza ich zasięgiem. Kawałek mielonki położyłam na rurę, kolejny zaraz za drzwiami no i sporą garść z tyłu klatki. Kotka po zjedzeniu pierwszych dwóch kawałków ostrożnie udała się po resztę i tym sposobem udało się ją złapać.

Otrzymała imię Rurka, choć mogłaby mieć Kominiarka.




Jest bardzo miła, delikatna i lękliwa. Ożywia się przy człowieku, je kiedy jestem przy niej. Boi się kotów, więc umieściłam ją w małym pokoiku.

Trochę o dzikuskach.

Na początku zeszłego tygodnia Tomek zauważył na terenie szpitala przy ul. Św. Floriana kotkę w wysokiej ciąży. W środę pojechaliśmy ze sprzętem żeby ją złapać, ale się nie pojawiła. Był za to kociak około 3 miesięczny z katarem. Wysmarkiwał ropne gluty z nosa i oczy mu łzawiły. Złapałam go ręką, nie wyrywał się tylko miauczał. Okazało się, że jest to kotka. Pojechała do kliniki całodobowej na leczenie, którego koszt pokrywa Bydgoski Klub Przyjaciół Zwierząt Animals. Na razie nie ma dla niej DT. Następnego dnia Tomek pojechał sam do szpitala. Kotka była, ale nie interesowała się karmą ani walerianą. Ponowną próbę złapania jej przypuściliśmy w piątek. Obeszliśmy cały teren szpitala i jej nie było. Były inne koty w tym 2 wysterylizowane kotki. Poznaliśmy panią, która jest tam pielęgniarką i opiekuje się tamtejszymi kotami. Za jej sprawą te kotki zostały wysterylizowane. Nie wykazała jednak entuzjazmu dla sterylki aborcyjnej. Mieliśmy już wracać kiedy Tomek zobaczył jak ciężarna przechodzi przez ulicę. Szybko nastawiłam klatkę z cudowną zanętą o nazwie "Gatunkowa mielona - Mazur" i po kilku minutach kotka była nasza. Goi się po zabiegu w domu jednej z wolontariuszek Klubu Animals.
Do mnie z kolei trafiła kotka z działek "Słonecznik", z których to pochodzi Biszkopt. Kotka była mniej więcej w połowie ciąży i miała 3 płody.















Dzisiaj wróciła na działki a w klatce mam kolejną kotkę z tych działek. Niedługo urodziłaby 2 kocięta.















Tam gdzie dokarmiam koty nie pojawiły się w tym roku kocięta, ale widuję nowe kocury (domowe?). Przy Gnieźnieńskiej bywa taki młodzian.




















Raczej nie jest wykastrowany. Potrafi przepędzać moje śliczne Gracje.

Przy Kossaka od około 3-4 miesięcy dokarmiam dużego kastrata. Kiedyś miał na szyi obrożę "Pchełka".















Na początku prychał na mnie i nie dawał się dotykać, ale po trzecim posiłku witał mnie z daleka i tak jest nadal.

=> https://www.youtube.com/watch?v=Vs4WkMzL_m8&list=UUQUV1u13jQxcTTikbdK4Z0w


Wysterylizowana kotka spod sklepu ma się dobrze.




Na koniec wieści o "dzikusach" informacja z domu Biszkopta.

"Wspólny katar łagodzi obyczaje i kruszy międzypokoleniowe lody. Niniejsza fotografia obrazuje widzowi scenę rzadką, wręcz egzotyczną. Autor fotografii liczy, że niezwykła konfiguracja postaci stanie się nieodłącznym elementem codzienności, zwykłym w swej niezwykłości rytuałem, stanie się pięknem oczywistym, niczym wschód słońca ;)
A tak na serio... W nosach jeszcze trochę gulgocze (małemu gulgocze bardziej), ale słupek samopoczucia idzie w górę. Temperatura w normie (mały 38,9 Kurdupelek troszkę zawyża - 39,3), gonitwy za niewidzialnym wrogiem - w normie, apetyt i kuweta - w normie. Normujemy się po prostu, co wbrew rzeczywistości wprawia mnie w całkiem niezły humor.
W planie mamy podtrzymywanie tendencji zwyżkowej :)"


niedziela, 17 sierpnia 2014

Biszkopt w nowym domu.

W piątek koło południa kiedy szykowałam post na bloga o Biszkopcie otrzymałam emaila od pani Małgorzaty.

"Zdarzyło mi się już z Panią kontaktować (m.in. w związku z Tygryskiem i problemami z chlamydiozą). Niestety Tygrysek - mój pierwszy kot, kot z którym weszłam w dorosłość, kilka dni temu odszedł. Serce pęknięte, beznadziejne poczucie pustki i żal, że za wcześnie, że za mało dostaliśmy wspólnego czasu, że już na tej planecie nigdy nie usłyszę zniecierpliwionego "kraczenia" nad miską, Jednak w domu pozostał drugi rezydent - Kurdupel. Ok. 2 letni kastrat, z duszą postrzelonego, kociego podrostka, któremu bardzo potrzeba towarzysza.
Tym samym szukam ogona. Może u Pani znajdzie się "plasterek" na złamane serce i towarzysz galopów dla Kurdupelka."

Zaproponowałam dwie dorosłe kotki i oba kociaki. W odpowiedzi przeczytałam.

"Przyznam, że Biszkopt zachwyca urodą, jednak gdybym kierowała się tym kryterium nigdy nie byłabym podwładną Kurdupelka (można mu było przypisać wiele pozytywnych cech, ale na pewno nie to, ze był uroczym kociątkiem - wielkie, wytrzeszczone oczyska, chudy, szczurzy ogonek i charczenie po przebytych infekcjach - wizualna tragedia :) ). Łatkowa plamka przy nosie podbija serce (Kurdupelniks dysponuje podobną, ale w kolorze białym, byłby komplet ;)  ). Jednak jestem ciekawa co drzemie w tych tajemniczych dla mnie jak na razie chłopakach."

Odpisałam.

"Kocięta są u mnie krótko i o ile Łatek musiał mieć wcześniej kontakt z ludzką ręką to Biszkopta trzeba przyzwyczaić do dotyku. Łatek jest zbyt świeżo po szczepieniu a Biszkopt jest jeszcze w szoku po zmianach. Od zaraz mogłabym zaryzykować wydanie Biszkopta żeby już w nowym domu mógł uczyć się obcowania z człowiekiem. Mając do dyspozycji dwoje ludzi i tylko jednego kota powinien szybciej przełamać lody. Oczywiście należy liczyć się z trudnymi początkami i w razie potrzeby służę poradą. Na działce trzymał się matki. Taki mamy synek. Jego rodzeństwo jest bardziej śmiałe."

Podesłałam jeszcze kilka ofert kociąt, które są u Tomka i kocięta z tego wydarzenia.

https://www.facebook.com/events/684670588275773/?ref=22

Rano w sobotę wysłałam kolejnego emaila.

"Jeszcze słowo o Biszkopcie. Druga noc za nami pełna płaczu malucha. Łatek prycha na niego, nie chce się kolegować. Wpuściłam do klatki tą bezimienną kotkę a Biszkopt od razu zaczął jej strzelać baranki i nadstawiał się do głaskania. Zaryzykowałam wypuszczenie malucha z klatki. W stado dorosłych kotów wszedł z podniesionym ogonem. Niestety nie wszystkie są zachwycone jego widokiem i niektóre prychają a on nie jest z tego powodu szczęśliwy. Potrzebuje jednego kota, który będzie jego kompanem i opiekunem. Bałam się, że po wypuszczeniu będę miała problem z ponownym złapaniem Biszkopta, ale się pomyliłam. Przy kotach mogę go bez problemu wziąć na ręce i się nie wyrywa. Daje się głaskać i brać na kolana. Ciągnie go jednak do okien, więc nie mogą być otwarte jeśli nie są zabezpieczone. Myślę, że będzie z niego miziak."

Po południu przyszła odpowiedź.

"Piszę dopiero teraz, ponieważ wraz z mężowym zrobiliśmy szczegółową analizę dotyczącą nowego mieszkańca (nie spodziewałam się, że świadomy wybór kota, jest taki trudny, wcześniej to koty wybierały nas). Zdania były podzielone. Jednak poniższy mail od Pani przeważył na stronę Biszkopta. Decydujemy się dać mu dom."

Tym sposobem Biszkopt przeniósł się dzisiaj do nowego domu wraz osprzętem, który pożyczyłam jego nowym opiekunom, aby ułatwić socjalizację malucha oraz obserwację jego stanu zdrowia. Powoli będzie zapoznawał się z ludźmi, kotem (wcale nie jest kurduplem) i całym mieszkaniem.



























 Nie pozostaje nic innego jak trzymać kciuki za malucha. :012:

piątek, 15 sierpnia 2014

Biszkopt z działki.

Kociaka spod DPS nazwałam całkiem zwyczajnie Łatek a wczoraj dołączył do niego Biszkopt.


















Przedwczoraj zabrałam się Małgosią, która pomaga ptakom na jej działkę w celu zrobienia kilku zdjęć jej podopiecznym. Jednym z nich jest gołąb z uszkodzonym kręgosłupem. => https://www.youtube.com/watch?v=6nLrUFLzzyE&list=UUQUV1u13jQxcTTikbdK4Z0w 
Jest też niewidomy gołąb. => https://www.youtube.com/watch?v=LIKOyw019Ok&list=UUQUV1u13jQxcTTikbdK4Z0w
Jak to bywa z działkami mieszkają na nich koty i choć nie współgrają za bardzo z ptakami to Małgosia je dokarmia. W zeszłym roku były tam małe tri i rude, które ludzie pobrali i zostały burasy oraz czarne. Biszkopt urodził się na jednej z sąsiednich działek. Kawałek dalej jest inna kotka z kociętami. We wrześniu chciałabym wyłapać tamtejsze koty na kastracje, ale najpierw konieczne będzie zebranie na to środków. Biszkopt ma dwójkę rodzeństwa, buro białe kociaki. Matka jest czarna z białym.















Z wyłapaniem tamtejszych kotów nie będzie problemu. Wczoraj kiedy wyłożyłam mokrą karmę szły z innych działek jak po sznurku. Biszkopta wzięłam tylko dlatego, że ma nietypowe umaszczenie i po oswojeniu ma duże szanse na dom.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Moje wakacje.

Jakie wakacje? Dzień jak co dzień, miesiąc podobny do poprzedniego, czyli ciągle z kotami.

Kotom przy sklepie postawiłam karmnik.















Szybko przestały interesować się "darami" rzucanymi przez pana ze sklepu i amatorów piwa takimi jak te.


















Sierść kotki, która miała łyse placki poprawiła się, ale i brzuch rósł bardzo szybko. Kilka razy próbowałam przekonać pana ze sklepu do sterylizacji kotek. Ostatni raz w zeszły wtorek, ale był nieugięty. Twierdził, że koty należą do niego, że od lat o nie dba i chce mieć co roku kocięta. Nie pozostało mi nic innego jak złapać kotkę po zamknięciu sklepu poza terenem działalności tego pana. Zrobiłam tak właśnie we wtorek. Wystarczyło, że tego dnia nie zostawiłam kotom mokrej karmy i przyszłam pod ogrodzenie po godz.21. Wyłożyłam trochę karmy na murek i więcej do klatki. Zakiciałam a po chwili zjawiły się wszystkie koty. Po kilku minutach ciężarna kotka była już w klatce. Od środy goi się po zabiegu w domu Tomasza.















Mam zamiar wyłapać na zabiegi wszystkie bytujące pod sklepem koty tak żeby w przyszłym roku nie urodził się tam żaden kociak.

To, że w danym miejscu nie rodzą się kocięta nie gwarantuje jednak spokoju. Koło 21 lipca przy DPS "Słoneczko" zauważono kociaka. Nie wiadomo skąd się wziął. Lgnął do bytujących tam kotów, ale bez wzajemności. Złapałam go 28 lipca kiedy to miaucząc chodził po parkingu za jednym z wykastrowanych kocurów. Jest to kocurek.


28.07.2014















02.08.2014




11.08.2014