sobota, 25 kwietnia 2015

Plebiscyt Serce dla Zwierząt i zaległe wiadomości.

Znalazłam się w gronie nominowanych do prestiżowej nagrody w Plebiscycie Serce dla Zwierząt.

http://www.sercedlazwierzat.pl/

Niespodziewane wyróżnienie, które traktuję jako uznanie nie tylko dla mojej pracy, ale i wszystkich dzięki, którym mogę robić to co robię.



Już na początku marca zabrałam się ze kastracje pozostałych kotów z terenu sklepu przy ul. Szubińskiej. Jednego dnia udało mi się złapać 3 kotki.















Pan Grzegorz zaczął też łapać pozostałe do zabiegu koty z jego działki przy ul. Skorupki. Do klinik jechały po 2-3 koty na raz. Na zdjęciu 3 młode kocury, które spędziły u mnie dobę po zabiegu.















Obecnie przy Skorupki pozostały do złapania 2 koty, kotka i kocur.

Pod koniec marca złapałam na kastrację rudego z ul. Gnieźnieńskiej i kłapouchego z ul Kossaka.
















Od jesieni zeszłego roku przy ul. Szubińskiej widziałam ze 4 razy pewnego kocura. Już wtedy miał za uchem brzydką ranę, która się nie goiła.















 

Po złapaniu na zabieg 3 kotek nie było łatwo upolować ostatnią. Na szczęście sklepu już nie było i teren został zamknięty z ja weszłam w posiadanie klucza od bramy. Dzięki temu mogłam zostawić klatkę i przychodzić codziennie z urządzeniem do jej zamykania. Bardzo ułatwiło mi to sprawę choć polowanie trwało 2 tygodnie i w pierwszej kolejności złapały się kocury.

Biało czarny, którego widywałam uciekającego z budki. Bardzo nieufny i w klatce strasznie szalał przez co obtarł sobie trochę facjatę, ale tylko powierzchownie.















Złapał się czarny kocur, który w zeszłym roku wyglądał jak szmata. Teraz dzięki regularnym posiłkom nabrał ciała i futra.















Złapał się kocur z raną za uchem.

















Pod strupkiem była ropa, więc ranę trzeba było oczyścić, trzeba było pozbyć się świerzbowca z uszu. Krzywego pysia nie da się naprawić. Kocur ma na boku 2 miękkie gulaje. Wet mówi, że mogą być to tłuszczaki, ale może coś gorszego. Kocur okazał się być miłym dla ludzi. Za towarzystwem kotów nie przepada, ale nie ma problemu jeśli nie podchodzą zbyt blisko. Sam żadnego nie zaczepia. Otrzymał imię Bolek Krzywousty.
 Jeszcze nie wiem co z nim zrobić. Wypuścić czy liczyć na to, że znajdzie dom.





Taki oto Bolek  =>  https://youtu.be/YaI2efB7XAw


Jako ostatnia złapała się wreszcie kotka, na którą tak polowałam. Kiedy przyszłam w miejsce karmienia o zwykłej porze i nastawiłam klatkę nadciągnęły chmury i lunęło. Zabezpieczyłam urządzenie do zamykania klatki nakrywając je workiem foliowym przyciśniętym cegłą a sama schowałam się we wnęce budynku. Wiatr był silny, więc ulewa nie trwała długo i wyszło słońce. Niestety kotka nie pojawiła się a na horyzoncie było widać kolejne chmury. Sprawdziłam, że zabezpieczenie klatki jest wystarczające i nie grozi przemoknięcie urządzenia ani karmy, więc zostawiłam wszystko i poszłam do domu. Zdążyłam wrócić przed gradobiciem. Ponownie na miejsce karmienia udałam się przed godz.20. Karma w klatce nie była ruszona, ale miska w karmniku była już pusta. Zawołałam koty i już myślałam, że nic z tego kiedy kotka pojawiła się obok klatki i jakby nigdy nic weszła do niej. Po złapaniu nie szalała za bardzo. Spokojnie przeszła do mniejszej klatki a w domu do dużego transportera, w którym pojechała do lecznicy.
















Tym sposobem wszystkie kotki bytujące przy Szubińskiej 21 są wysterylizowane.

W międzyczasie przyjęłam 2 koty "z interwencji". Pierwsze zgłoszenie z 6 kwietnia dotyczyło kota, który pojawił się przy ul Baczyńskiego kilka dni wcześniej. W poniedziałek leżał w krzakach i wydawał się jakiś niemrawy. Pozwolił się zapakować pani Grażynie do transportera i zawieźć do kliniki całodobowej. Wtedy miałam klatki zajęte, więc poprosiłam o zatrzymanie kota w szpitaliku. Pojechałam zobaczyć go 5 dni później. Duży kocur był trzymany w sporym transporterze, ale nie miał tam zbyt dużo miejsca.



















Według wetów miał katar, anemię (badanie krwi) i był agresywny. Zabrałam go do domu następnego i ulokowałam w klatce. Miał kleszcze, nie miał siekaczy ani kłów. Nie jest przymilny, choć można czasem pogłaskać. Nie atakuje kotów, ustępuje im.
Kilka dni później został wykastrowany i wet usunął mu korzenie po kłach. Jest u mnie poza klatką i większość dnia spędza na leżakowaniu. Potrafi jeść na leżąco. Korzysta ładnie z kuwet zakopując urobek, ale jeszcze ma nawyk znaczenia terenu. Wygląda na to, że urodził się z takimi uszami.



















Kolejne zgłoszenie otrzymałam od młodego człowieka o imieniu Kuba. Wieczorem 13 kwietnia zgarnął z ulicy burą kotkę bez ogona. O mały włos zostałaby przejechana przez samochód. Dziwnie się zachowywała, kulała. Zwymiotowała kiedy ją wiózł do mnie. Umieściłam ją w małym pokoju i krótko po przybyciu dostała ataku padaczki. Kolejny atak miała następnego dnia koło południa. Była chuda, ale dopiero po drugim ataku zaczęła jeść i warczała kiedy jadła . Po pierwszym ataku dałam jej kroplówkę podskórnie.

















22 kwietnia przez Facebook odnalazł się właściciel kotki. Zaginęła 10 dni wcześniej, kiedy to robotnicy robiący remont mieszkania nie domknęli drzwi. Właściciele rozwiesili ogłoszenia, otrzymali nawet informacje, że ktoś widział taka kotkę i, że została uśpiona. Potwierdziło się, że Lola cierpi na padaczkę, miewała napady agresji. Gryzła ludzi, gryzła siebie. Ogon trzeba było jej amputować przez samookaleczenie. Warczała kiedy jadła coś co jej smakuje. Bura kotka z wadami a ludzie jej szukali. Lola wróciła do domu a mi po raz pierwszy wpadła nagroda za odnalezienie kota. Podzieliłam się nią z Kubą.


18 kwietnia wraz z Tomaszem pojechałam na oś. Kapuściska po kotkę, która okociła się w komórce na węgiel. Fakt ten zgłosiła pani tam mieszkająca. Kotka była obca w tym miejscu. Okazała się być miła i urodziwa. Rodzina trafiła do Tomasza i obecnie są u niego 2 kotki z 8 kociąt. Kotki i maluchy będą do adopcji na początku lipca.

 https://www.facebook.com/koty.sos/posts/820594401327768