piątek, 27 lutego 2015

Donata - adopcja.

Donata zmieniła miejsce zamieszkania  6 lutego. Przez pierwsze dwa dni nie jadła, nie piła, nie chodziła do kuwety i chowała się po kątach. Kiedy nowi opiekunowie musieli szukać jej przez ponad 2 godziny postanowiłam pożyczyć im klatkę z legowiskiem, kuwetą i miskami jakie miała u mnie.



















Na drugi dzień zaczęła jeść. Powoli oswajała się z ludźmi i nową koleżanką o imieniu Pumcia.

Sesja głaskania. => http://youtu.be/9eug4T_tZdc


Dzisiaj jest już w dobrej komitywie z Pumcią i nie ucieka przed ludźmi.



piątek, 13 lutego 2015

Koty z ul. Szubińskiej cd.

Okazuje się, że wczoraj zginęła młoda kotka, którą wcześniej podejrzewałam o bycie kocurem i nie widziałam tego młodzika przez całą zimę. Na pewno zginęła wczoraj rano, więc musiała do misek przychodzić dopiero po moim odejściu. Doszłam do tego wniosku kiedy to dzisiaj po nałożeniu karmy do misek zobaczyłam przed sobą 3 burasy. Rozejrzałam się dobrze zauważyłam w szopie czarnego kota z białym krawatem. Prawdopodobnie jest to kocur, którego także nie widywałam od końca jesieni. W sumie w tym miejscu jest nadal 6 kotów, 2 kilkuletnie kotki, 3 urodzone w zeszłym roku i 1 czarny kocur. Chyba będę musiała ruszyć ze sterylkami pozostałych tam kotek zanim nastąpi rozstrzygnięcie konkursu o dotacje z UM. Szkoda, bo mogłabym wliczyć je do wkładu własnego w razie przyznania dotacji.



 Sądziłam, że to ta kotka udusiła się zaplątana w kabel. Jest ona matką czarnej kotki. To jej jedyne odchowane kocię. Wcześniejsze mioty porzucała.












 Ta kotka została wysterylizowana aborcyjnie jesienią zeszłego roku. Wcześniej odchowała 2 bure kocięta. Jedno z nich udusiło się wczoraj zaplątane w kabel.










 Trzy burasy.














 Siostra zmarłej wczoraj kotki, kuzynka czarnej.




























Młodzik, który  przybłąkał się jako kociak i został przygarnięty przez matkę czarnej kotki. Płci nie znam, ale prawdopodobnie kotka.













czwartek, 12 lutego 2015

Koty z ul. Szubińskiej

Zaczęłam dokarmiać je w lipcu zeszłego roku. Pan ze sklepu koło, którego żyły mówił, że to jego rodzina. Nie pozwalał sterylizować kotek i jedną z burasek, która była wtedy w wysokiej ciąży musiałam łapać poza trenem kiedy zamknął sklep. Wtedy było tam 7 kotów, 2 dorosłe kotki, 1 dorosły kocur i 4 kocięta. Od dawna nie widuję dorosłego kocura i jednego z młodych. Wczoraj teren sklepu przejął ktoś inny, pan prowadzący sklep motoryzacyjny i nie jest on miłośnikiem kotów. Zgodził się jednak je tolerować o ile nie będą mu przeszkadzały i będzie utrzymany porządek. Jeszcze nie wiem jaką działalność planuje tam prowadzić, ale na pewno zacznie od remontu. Ustaliliśmy, że karmnik przeniosę tam gdzie są budki na tył budynku.

Front sklepu. Do tej pory karmnik stał koło iglaka w głębi po lewej stronie.















Obecnie nie jest on widoczny od frontu sklepu ani od ulicy.


Wszystkie bytujące tam koty znają to miejsce od urodzenia, więc sądziłam, że są bezpieczne. Niestety dzisiaj jedną z starszych kotek (jeszcze niewysterylizowaną) zastałam martwą. Zaplątała się w zwisające i obrośnięte bluszczem kable. Nie wiedziałam o nich, dzisiaj usunęłam wszystkie zwisające i leżące na ziemi, ale takie pułapki mogą czekać na koty wszędzie.





 Druga starsza buraska ma na języku jakąś narośl.




Wszystkie mają słuszną wagę i nie chorowały od kiedy zaczęłam przynosić im karmę a jednak w 7 miesięcy z 7 kotów zostały 4.