Na początku zeszłego tygodnia Tomek zauważył na terenie szpitala przy
ul. Św. Floriana kotkę w wysokiej ciąży. W środę pojechaliśmy ze
sprzętem żeby ją złapać, ale się nie pojawiła. Był za to kociak około 3
miesięczny z katarem. Wysmarkiwał ropne gluty z nosa i oczy mu łzawiły.
Złapałam go ręką, nie wyrywał się tylko miauczał. Okazało się, że jest
to kotka. Pojechała do kliniki całodobowej na leczenie, którego koszt
pokrywa Bydgoski Klub Przyjaciół Zwierząt Animals. Na razie nie ma dla
niej DT. Następnego dnia Tomek pojechał sam do szpitala. Kotka była, ale
nie interesowała się karmą ani walerianą. Ponowną próbę złapania jej
przypuściliśmy w piątek. Obeszliśmy cały teren szpitala i jej nie było.
Były inne koty w tym 2 wysterylizowane kotki. Poznaliśmy panią, która
jest tam pielęgniarką i opiekuje się tamtejszymi kotami. Za jej sprawą
te kotki zostały wysterylizowane. Nie wykazała jednak entuzjazmu dla
sterylki aborcyjnej. Mieliśmy już wracać kiedy Tomek zobaczył jak
ciężarna przechodzi przez ulicę. Szybko nastawiłam klatkę z cudowną
zanętą o nazwie "Gatunkowa mielona - Mazur" i po kilku minutach kotka
była nasza. Goi się po zabiegu w domu jednej z wolontariuszek Klubu
Animals.
Do mnie z kolei trafiła kotka z działek "Słonecznik", z
których to pochodzi Biszkopt. Kotka była mniej więcej w połowie ciąży i
miała 3 płody.
Dzisiaj wróciła na działki a w klatce mam kolejną kotkę z tych działek. Niedługo urodziłaby 2 kocięta.
Tam gdzie dokarmiam koty nie pojawiły się w tym roku kocięta, ale widuję
nowe kocury (domowe?). Przy Gnieźnieńskiej bywa taki młodzian.
Raczej nie jest wykastrowany. Potrafi przepędzać moje śliczne Gracje.
Przy Kossaka od około 3-4 miesięcy dokarmiam dużego kastrata. Kiedyś miał na szyi obrożę "Pchełka".
Na początku prychał na mnie i nie dawał się dotykać, ale po trzecim posiłku witał mnie z daleka i tak jest nadal.
=> https://www.youtube.com/watch?v=Vs4WkMzL_m8&list=UUQUV1u13jQxcTTikbdK4Z0w
Wysterylizowana kotka spod sklepu ma się dobrze.
Na koniec wieści o "dzikusach" informacja z domu Biszkopta.
"Wspólny
katar łagodzi obyczaje i kruszy międzypokoleniowe lody. Niniejsza
fotografia obrazuje widzowi scenę rzadką, wręcz egzotyczną. Autor
fotografii liczy, że niezwykła konfiguracja postaci stanie się
nieodłącznym elementem codzienności, zwykłym w swej niezwykłości
rytuałem, stanie się pięknem oczywistym, niczym wschód słońca ;)
A
tak na serio... W nosach jeszcze trochę gulgocze (małemu gulgocze
bardziej), ale słupek samopoczucia idzie w górę. Temperatura w normie
(mały 38,9 Kurdupelek troszkę zawyża - 39,3), gonitwy za niewidzialnym
wrogiem - w normie, apetyt i kuweta - w normie. Normujemy się po prostu,
co wbrew rzeczywistości wprawia mnie w całkiem niezły humor.
W planie mamy podtrzymywanie tendencji zwyżkowej :)"
Wszystkie dzikusy urodziwe - jak to koty, no ale fotka dwóch zakatarzonych to po prostu miód na serce! I zazdroszczę takim lekkim piórom jak to, które pisze w cudzysłowie ;o)
OdpowiedzUsuńMam tak samo z tym zazdroszczeniem i dlatego cytuję emaile ;)
OdpowiedzUsuń