Zaczynają się problemy i oczywiście dotyczą one kociąt. Najchudsze i najbardziej marudne od początku były najjaśniejsza szylkreta i pingwin. Pingwin robił brzydką kupę, ale dzisiaj po kilku dawkach Diarsanylu kupa była normalna. Najjaśniejsza od początku posikiwała na kocyk, choć chodziła też do kuwety. Miała mokry tyłek a jej mocz miał intensywny zapach. Piła często wodę i zbyt często sterczała nad miską z wodą. Dzisiaj nawadniałam ją podskórnie i otrzymała antybiotyk. Przed północą znacznie się ożywiła. Za to najciemniejsza szylkreta zaczęła wymiotować i zrobiła nieciekawą kupę, laksa zmieszana z normalną. Wczoraj po odrobaczeniu znalazłam malutkiego pawika z karmy i jakiś 3 białych kawałków. Mogły być to kawałki glisty, może tasiemca a może całkiem coś innego. Najciemniejszej dałam podskórnie PWE a do pysia Diarsanyl jednak po jakimś czasie znów zwymiotowała. Nie wygląda teraz tak zdrowo jak po południu.
Nie wiem, co zastanę po nocy, co będzie jutro i pojutrze. Nie potrafię nie odczuwać lęku o te maluchy i jest on ogromny. Nie rozumiem, dlaczego tak źle reaguję na chore kocięta. Choroba dorosłego kota nie paraliżuje mnie tak bardzo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz