czwartek, 4 września 2014

Koty z działek "Słonecznik".

Młoda buraska z działek złapana jako druga na sterylkę nie chciała siedzieć w klatce. To miła i spokojna kotka. Niemal od razu zintegrowała się ze stadem.



Korzystając z tego, że klatka stoi wolna złapałam 28 sierpnia kocura przychodzącego do karmników przy DPS. Tego samego dnia został wykastrowany i wypuściłam go dzień później.



W sobotę 30 sierpnia byłam umówiona z Małgosią i Dawidem na łapanie matki Biszkopta. Plany się zmieniły i na działki pojechaliśmy dopiero we wtorek. Zabrałam ze sobą 2 puszki Butchers i małą puszkę Gatunkowej mielonej. Przez 3 godziny kotka nie złapała się. Do klatki wchodziły grupowo kociaki jak i kocury. Dokładałam karmę z nadzieją, że wreszcie kotka się skusi, ale nic tego. Cała karma została zjedzona przez pozostałe koty. Zostawiłam klatkę pułapkę u jednej z działkowiczek, obiecała spróbować złapać kotkę przed południem kiedy to zazwyczaj do niej przychodziła po jedzenie. Na obietnicach jednak się skończyło, więc znowu umówiłam się z Małgosią i Dawidem i w środę byliśmy na działce po godz.14. Tym razem nastawiłam 2 klatki i miałam ze sobą 2 puszki Animondy po 800g. Plan był taki, że złapię kocura i kotkę. Kocur trafi do kliniki Medvet na moim osiedlu a kotka pojedzie na sterylkę do Kory przy ul. Moniuszki, gdyż tam mogłam zrobić ją na koszt Klubu Animals. Matka Biszkopta ani kocięta nie pojawiły się. Przyszły 3 kocury, ale do klatki pierwszy wszedł buras, więc go złapałam.


Kotki nadal nie było widać. Przyszła pani, u której zostawiłam klatkę i powiedziała, że kawałek dalej jest inna kotka. Nie chcąc tracić czasu, bo musiałam wracać żeby nakarmić moje dzikusy zabrałam klatkę i poszłam za panią. We wskazanym miejscu była kotka, kocur i 2 kocięta. Wszystkie bardzo głodne, więc nie musiałam długo czekać żeby kotka weszła do klatki. Nie była ciężarna.

To kocięta tej kotki w towarzystwie kocura.

Na razie wszystko szło niemal zgodnie z planem. Był kocur i kotka. Dawid wysadził mnie z kocurem przy klinice Medvet i pojechał do Kory. Dałam mu pieniądze na paliwo, bo jechał na rezerwie a miał jeszcze odebrać kotkę i przywieźć ją do mnie. Oba koty mieliśmy odwieźć na działki następnego dnia  po godz.18. Wieczorem Małgosia poinformowała mnie, że z planów odwiezienia kotów nici. Między godz.17 a 19:30 skradziono im tablice rejestracyjne. Na szczęście znajomy pan Marek uległ moim prośbom, odebrał z lecznicy kotkę dzisiaj przed południem i przywiózł ją do mnie. Najadła się i przed godz.18 wróciła na działki razem z kocurem. 

Moje koszty poniesione przy łapaniu tych dwóch kotów:

karma - 20zł
odpchlenie i odrobaczenie - 13zł
podkłady higieniczne - 3zł
paliwo - 20zł
kastracja opłacona z darowizn na moje koty - 50zł
czas - ponad 6 godzin

Talony z Urzędu Miasta to nie wszytko. Każdy kto łapie, nosi na zabiegi koty i przetrzymuje po nich ponosi dodatkowe koszty. Każdy kto może pomóc choćby w przywożeniu kotów z kliniki jest na wagę złota. Kotów na działkach "Słonecznik" jest dużo. Wzdłuż jednej alejki naliczyłam 8 kociąt.

2 komentarze:

  1. To wspaniale widzieć, że ktoś tak dba o kociaki. Życzę wytrwałości w tym właśnie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Właściwie jest to dbanie o to żeby kociaków nie było. Żeby nie umierały z głodu i chorób, bo mało kto zdaje sobie sprawę, że niewiele z narodzonych kociąt dożywa roku. Gdyby martwe ciałka leżały na chodnikach i ulicach to może więcej osób zaczęłoby dbać o sterylizacje. Może mniej powstawałoby hodowli. Dzięki internetowi społeczeństwo zaczęło dostrzegać problem bezdomnych zwierząt i jest znacznie lepiej niż kilkanaście lat temu jednak ciągle to za mało.

    OdpowiedzUsuń