poniedziałek, 7 lipca 2014

Koty przy sklepie.

Ostatnio zbyt często bywałam w Castoramie a idąc tam mijam mały sklep i pijalnię piwa na rogu ruchliwych ulic. Niby nic takiego, ale są tam koty. W zeszłym roku oferowałam właścicielowi sklepu pomoc w kastracjach i dokarmianiu i nie wykazał tym zainteresowania. Obecnie nie ma żadnego z urodzonych w zeszłym roku kociąt. Nie ma też najstarszej kotki. Są 2 kotki, 1 kocur i 4 tegoroczne kocięta. Pan nadal nie jest zainteresowany kastracją ani dokarmianiem. Ciągle ta sama śpiewka, że koty mają dość jedzenia, że przeżywają wszystkie kocięta tylko potem gdzieś sobie idą. Według niego a nawet przesiadujących w ogórku piwoszy koty mają bardzo dobrze. Faktycznie kocięta nie wyglądają źle. Widać, że kotki są troskliwymi matkami, ale same nie wyglądają kwitnąco. Dzisiaj przyniosłam tamtejszym kotom puszkę Butchers i suchą karmę. 2 kotki i 2 kociaki w mig rozprawiły się z mokrą karmą i zapchały jeszcze suchym. W żadnym z miejsc, w których zostawiam karmę koty nie jedzą tak łapczywie.

















Ten maluch to kotka.


 Płci tego jeszcze nie znam.


 To matka burasów.




 Druga kotka jest siostrą pierwszej i ma jednego młodszego czarnego kociaka, którego dzisiaj nie widziałam. Opiekuje się ona także buro białym maluchem, który jest przybłędą.


 Nie było dzisiaj czarnego kocura. Jest szczupły i ma łyse placki podobnie jak matka burasów.


Na razie będę im nosiła karmę, choć to dla mnie dodatkowe 2km piechotą. Może pan ze sklepu pozwoli mi w końcu zabrać kotki na sterylki, albo wyłapię je poza ogrodzeniem kiedy tylko przyzwyczaja się do mojego dokarmiania.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz